Geoblog.pl    MiR    Podróże    Singapur, Malezja, Tajlandia    Kuala Lumpur - z wizytą w stolicy
Zwiń mapę
2012
09
mar

Kuala Lumpur - z wizytą w stolicy

 
Malezja
Malezja, Kuala Lumpur
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 12048 km
 
Kuala Lumpur 09-11 marca 2012
W KL czekał na nas wcześniej zarezerwowany pokój u Harrudina. Z Airbnb. Przy okazji - super gość!, żadna z bardzo dobrych albo wręcz entuzjastycznych recenzji jego gości nie jest przesądzona. Naprawdę facet jest w porządku...

Sorki, musimy przerwać na moment, właśnie odbywa się na plaży na Koh Samui (Chaweng) gdzie teraz jesteśmy ) mały pokaz ogni sztucznych...
Siedzieliście kiedyś na plaży o północy, przy drinku, mocząc nogi w cieplutkim morzu sluchając Rolling Stones i oglądając pokaz ogni sztucznych?
Nie? No właśnie! My do dziś też nie :)
To był właśnie nasz pierwszy raz :)

Wracając do KL....i do Harrudina...więc dotarliśmy do niego (bus z lotniska 8MYR w jedna stronę, 14 o obie, potem metro LRT, potem 10 min spaceru) trochę jednak zmęczeni. Din przywitał nas bardzo miło, zresztą jego mama też. Pokój rewelka, bez luksusów, ale naprawdę poczuliśmy się jakoś tak po domowemu. Chcieliśmy jeszcze tego wieczoru skorzystać z pralni, które była za rogiem, ale zanim wygrzebaliśmy z plecaków wszystkie nasze brudne ciuchy już nam zamknęli pralnię. Ups! 
I tu Din przyszedł z pomocą - zaproponował swoją pralkę. Co wiecej, właściwie sam nam to pranie zrobił...(aż głupio, bo tam i bielizna i wogóle....ale nas wygonił na spacer po oklicy i na jedzenie do pobliskiej knajpki i choc sie umowilismy, że następne  prania rano, to kiedy wrociliśmy z centrum już było po wszystkim, wszystkie nasze rzeczy wisiały na suszarce. W każdym razie pomógł nam tym bardzo. Wszyściutko następnego dnia wyschło elegancko...
No właśnie, wyłonił nas do miasta. Pojechaliśmy oczywiście z samego  rana pod Petronas Tower. I mimo, że jak na wakacje wstaliśmy wczesnym rankiem, żeby ewentualnie wjechać na taras widokowy to jakoś nie byliśmy zdecydowani, zwłaszcza, że pogoda taka mało słoneczna i zamglona była...no w końcu nie wyjechaliśmy...wjazd 50MYR, nie wiemy czy a jeszcze tez te darmowe wejsciowki bo nawet nie podeszlismy do kasy....pokreciliśmy się po okolicy, weszliśmy do galerii handlowej na kawę i pojechaliśmy do Chinatown. Tam i po pobliskiej Little India oczywiście nachodziliśmy się tak, że choć minęły 3 dni to nas ciagle bolą stopy...
I ciekawie było, łącznie z Petalang Street, targiem-masarnią/przetwórnią rybną i jadłodajnią w jednym, gdzie właściwie tuż obok rozbieranych tuszy można było zjeść zupę z tego mięsa przygotowaną.... I choć nasz sanepid by czym prędzej zamknął to miejsce to zupki  były bardzo smaczne i do tego na koniec pan właścicielom przybytku nie proszony nam policzył mniej niż w cenniku :). Kupiliśmy kilka drobiazgów, odwiedziliśmy najstarszą świątynię taoistyczną (w której akurat mały remoncik), Central Market, uliczki z kanjpkami, przeszliśmy Little India (niewielka, kolorowa i oczywiscie aromatyczna i bardzo głośna) i wróciliśmy pod Petronaski popiknikować w parku okalającym wieże. Przyjemna okolica, zadbana, mostki  widokowe, płac zabaw dla dzieci z brodzikiem, ławeczki, obsadzona roslinnoscią i z światowymi widokami na  wieżowce. Po godzinnym odpoczynku wróciliśmy sobie do naszego pokoju, naładować akumulatorw aparacie, odsapnąć, żeby wrócić na 21 do Chinatown na pokaz regionalny I coś zjeść. 
I tak zrobiliśmy. To był pokaz taneczny tańców regionalnych w strojach + wariacje na ich temat. Kolorowo i miło się oglądało te uśmiechnięte tancerki. Nie zdołaliśmy już nic zjeść, ale przypadkiem trafilismy na reagge club. Backpackerski club z hotelem. Fajne miejsce, takie kompletnie z innej bajki. Wzięliśmy 2 piwa za 24MYR i przynajmniej jedno z nas ;) miało po nim i po całym tym intensywnym dniu nieźle w czubie :).
Wróciliśmy, spakowalismy się, rano Harrudina był tak miły, że nas podrzucił na stację metra i ruszylismy na lotnisko Subang, (jest gdzie indziej niż LCCT i international) bo o 12 mieliśmy lot na Koh Samui. Dostaliśmy się tam jadąc czerwoną LRT do ostatniej stacji, potem autobus 607 (1MYR/os bilet), przesiadka w bus U81 (też 1 MYR) i na lotnisku. Lot 2godziny nie wliczając cofnięcia zegarków o godzinę. I jesteśmy na miejscu

Podsumowanie KL?
- jak dla nas 3 dni na DOKŁADNE obejrzenie miasta wystarczy
- nie oszaleliśmy na punkcie KL (choć biorąc po uwagę to, że ma dopiero 150 lat to szacuneczek), 
- w miarę dobrze skomunikowane, choć jakoś strasznie promują metro a o syst autobusowym sami mówią, że skomplikowane....nie wiemy, bo b mało jeździliśmy autobusem, warto na KLCC kupić kartę miesjką "Touch and go", działa na wszystkie środki lokomocji. Niestety dostępna tylko na tej stacji i to w biurze ( biuro działa do 20), automaty są, ale ponoć często nie działają ( jak my próbowalismy kupić w automacie to właśnie wszystkie były " broken").
- oczywiście taniej niż w Singapurze, ceny bardzo porównywalne do polskich, oprócz piwa ma się rozumieć, ale chińszczyzną można się najeść już za 5-6 MYR.

 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (18)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
zwiedzili 3% świata (6 państw)
Zasoby: 24 wpisy24 2 komentarze2 130 zdjęć130 0 plików multimedialnych0
 
Nasze podróże
03.05.2012 - 09.05.2012
 
 
29.02.2012 - 24.03.2012