Geoblog.pl    MiR    Podróże    Singapur, Malezja, Tajlandia    Tajlandia, Koh Samui
Zwiń mapę
2012
11
mar

Tajlandia, Koh Samui

 
Tajlandia
Tajlandia, Koh Samuie
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 12777 km
 
Lotnisko na Koh Samul jest mieszne takie - duża wiata zbudowana bodaj z drzewa palmowego, na świeżym powietrzu, przewiewna. Mała niespodzianka na lotnisku: nie chcieli nas wpuścić bo w karcie imigracyjnej nie  wypelniliśmy rubryki, gdzie będziemy. No bo nie mieliśmy żadnej rezerwacji przecież. Zostaliśmy odsunięci "do wyjaśnienia", tak trochę jakoś obcesowo i bez dokładnej informacji o co tak naprawde chodzi, ale w tzw międzyczasie wyszukalismy szybciutko na chybił trafił jakiś hotelik z ulotki, wpisalismy, podeszliśmy raz jeszcze i już po 3 min było po wszystkim. Szliśmy szukać bankomatu. Przy stoisku taxi trochę się doinformowaliśmy (odnosząc po raz pierwszy, ale nie ostatni wrażenie, że znajomość angielskiego jest tu gorsza niż w Malezji w takich turystycznych miejscach) i dogadaliśmy się w którym miejscu Chaweng Beach nas wyrzucą i pojechaliśmy szukać miejscówki.  Co do ceny to sie potem okazalo, ze drożyzna  pierwsza klasa - za 2 osoby zapłaciliśmy  400 Thb. Co do noclegu to oczywista zależało nam,  żeby tanio było i jakoś przyzwoicie choć nie mieliśmy rozeznania w lokalnych standardach. Z głównej promenady, gdzie nasz taxiarz nas wysadził doszliśmy do plaży Chaweng i ruszylismy na południe. Obejrzeliśmy kilka bungalows, pokoi itp, ale jakoś nam nic nie wpadło w oczy i się zdawało drogie. Doszliśmy do Lucky Mother. Pulchna jak pączek dziewczyna z recepcji, której wyraz twarzy zdecydowanie przeczył zasadzie wg której Tajowie ciągle  się uśmiechają pokazała nam 3 pokoje w 3standardach (1 z klimą i TV za900, jeden z wiatrakami i bez TV  za 800 i jeszcze jednen taki trochę do odmalowania za 750). Generalnie bardzo fajne. Przeszliśmy dalej jeszcze kawałek, ale wróciliśmy do Matki. Co prawda psiarnia tu i kociarnia (naliczylismy z 5 psów i z 8 kotów) i do tego 2 awaria ....z rybkami ofkors, ale  pokoje spoko, plaża tuż, tuż, internet free w restauracji. Na 2-3 noce wystarczy. Rozpakowani ruszylismy na rozpoznawczy spacer, jakbyśmy tego  łażenia po KL nie mieli dość :). Obeszlismy plaże okoliczne +"miasto" Chaweng.
Wydawało nam się dość gwarne i tłoczne....takie "tętniące życiem";) ale tak naprawdę to tętno przyszło nam poczuć ciut później na wieczornym obchodzie. Ale tymczasem wrocilismy na plażę celem oddania się zasłużonej dawce przyjemności -a więc MASAŻYK był grany!!. Mają tu na plaży co jakieś 50 m takie chatki, no zadaszenia po prostu, z materacykami i na tych ołtarzykach panie Tajki masują. Co się chce :). Z olejkiem lub bez, albo z palmowym albo balsamem aloesowym, albo relaksacyjnie, albo głęboko :)
My wzięliśmy wszystko, tj całe ciało ze stopami włącznie. Cudooooownie, choć chwilami to tak nawet, zwłaszcza na początku ciut boleśnie. Ale na pewno jeszcze sobie to powtórzymy. Panie urzędują tak do ok 18:30. Ceny w tych poszczególnych "salonach" są bardzo zbliżone. My za godzinę zapłaciliśmy po 300 THB/os. W zależności od rodzaju masażu ceny są od 250 do ok 500thb.
Wieczór i.... Impreza wszędzie!.  I to zarówno na plaży jak i  w "mieście". Ludzi masa, wszystko otwarte, knajpy grillują, nagonka do wejścia, muzyka huczy, drag queens zachęcają do wejścia, możesz kupić wszystko i tanio. Ledwo się przedzieralismy  przez tłum rozemocjonowanych wakacjowiczów. Połaziliśmy trochę i padliśmy spać.
Następny dzień upłynął na lenistwie, opalanku i jeszcze na lenistwie i na opalanku ....i na kąpanku w cieplutkom morzu. Wieczorem znów impreza wszędzie, ognie osztuczne, muzyka itp.
A propos: wzdłuż plaży Chaweng jakieś 200 metrów od brzegu jest taka linia skałek, coś jak atol. Skutecznie łapie fale i stąd morze na Chaweng Beach jest bardzo spokojne. Ten atol kończy się na samym południu plaży i tam już fale były przy sporym wietrze porządne, nawet surferzy się tam pojawili w pewnym momencie. 
Trzeci dzień to już aktywnie - wzięliśmy skuter i objechalismy wyspę do około. Ma ok 55 km "w obwodzie". Szlak był oczywiście mocno oklepany, po kolei wszystkie atrakcje z lotniskowej obrazkowej mapki turystycznej: zmumifikowany mnich  Luang Pho Daeng, który zmarł w 1973 r., i teraz ubrany w okulary Ray Ban, zeby nie straszyć bowiem nie ma oczu (ofkors) znajduje się we wnętrzu świątyni Wat Khunaram. Ponoć umierając w pozycji medytacyjnej zostawił list w ktorym wyjawił swoją wolę co do sposobu pochówku: zażyczył sobie, aby właśnie  w takiej pozycji go przenieść do klasztoru. A, że zmarł jako szanowany obywatel (zanim ostatecznie wstąpił w końcu życia do klasztoru miał rodzinę, 6 dzieci, dorobił się majątku i przez całe życie był dobrym szanownych, pomagającym innym człowiekiem), spelniono jego życzenie. Jako cud uważa sie, ze w tym klimacie cialo jest tak dobrze zachowane. Faktycznie jest zachowane świetnie, nawet widac resztki wlosów. 
Był też wodospad Na Muang, słonie,   Big Budda (widzieliśmy go już z samolotu podczas złożenia do lądowania 12 metrów wysokości, Fisherman's Willage... Byliśmy  na kąpanku gdzieś na południu, na targu w Nanthon, gdzie się objedliśmy niemiłosiernie próbując rożności, pooglądalismy plantacje kokosów i ich skupy...
Zajęło nam to bez zbytniego pośpiechu od ok 10:30 do 18:30. Wynajęcie skutera 200 thb na 24ha. Butelka benzyny (sprzedają butelki na stoiskach stojących przy drodze) 40thb/litr. 
14marca z rana ruszamy na Koh Phanangan. Bilet kupiony do Haat Rinn w jednej z bardzo licznych agencji turystycznych 290 thb od osoby, z odbiorem z hotelu, dowozem do portu. 

Podsumowanie Koh Samui:
- dla osób lubiących życie nocne po ostrym opalaniu - jak najbardziej tak. Jest wszystko. I na kieszenie  o różnej głębokości. Piszemy to  na podstawie wizyty w Chaweng. Co prawda byliśmy też na Lamai, ale trudno nam ocenić jakoś szczegółowo, choć na pewno nieco spokojniej. Warto się zapuszczać w publiczne małe uliczki, tam jest i ciekawie i można trafić na smaczne znaleziska :)
- targować się trzeba i to mocno, ale to wiadomo...
- kupić można " dobre kopie" wszystkiego.
- puszczana w knajpach muzyka jest -co trzeba przyznać bardzo dobra -to nas zaskoczyło jakoś...w Lucky Mother była nawet bardzo dobra :)
-co jakiej 3-4godziny nad Chaweng i częściowo Lamai słychać startujący samolot. I słychać go dobrze!
-z masażu (jak to  tu mówią masaaaaas) TRZEBA skorzystać i to najlepiej wielokrotnie. Punktów masżu jest tu prawie tak dużo jak knajp. Ceny właściwie wszędzie te same: od 250 do 500 w zależności od partii
-ceny w knajpach w mieście są ciut niższe niż na plaży. Za 250 bht 2osoby mogą zjeść baaardzo porządnie.
-piwo i alkohole wszędzie dostępne, piwo od 50 thb.
- z miejsc do jedzenia na pewno możemy polecić "Green Bird'a" i sąsiednią Infinity. Pycha tajskie jedzonko. I w bardzo fajnych cenach. Obie są na trip advisorze.
-Lucky Mother tez generalnie spoko. Choć ten zwierzyniec może odstraszać. Tuż obok coś się buduje. Pewnie "Motherfucker Jones" ;)( przy okazji mały konkurs: z jakiego to głupawego  filmu cytat?)


 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (18)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
zwiedzili 3% świata (6 państw)
Zasoby: 24 wpisy24 2 komentarze2 130 zdjęć130 0 plików multimedialnych0
 
Nasze podróże
03.05.2012 - 09.05.2012
 
 
29.02.2012 - 24.03.2012