Ależ tam było spokojnie... Paradoksalnie, bo przecież tam początek i najhuczniejszy do tej pory przebieg mają te szalone imprezy Full Moon Party. Wówczas zjeżdża się tam towarzystwo z całego swiata, żeby przy księżycu tańczyć i -co tu ściemniać-pić na plaży. Popularność tych imprez spowodowała, że teraz są już też Half Moon Party i Black Moon Party...i coś tam jeszcze pomiędzy... Nas tam w każdym razie jakoś nie ciągnęło....tj na samą imprezę.
Z Koh Samui stateczek do Hat Rin, potem taxi (200bht od osoby) na zachodnie wybrzeże. Szukając lokum przeprowadziliśmy dłuższą dyskusję czy faktycznie jest to to, czego szukaliśmy, tj spokój, pustawo i trochę daleko od świata bo tak bylo na plaży na której wylądowaliśmy -wybierając praktycznie na chybił trafił w trakcie kiedy już tu płynęliśmy. No i czy tu zostawiać czy zmykać od razu? I dokąd? Z perspektywy należy uznać, że dyskusja była trochę bez sensu....bo nie daliśmy nawet szansy wykazać się okolicy w którą zawitaliśmy. A okazało się, że było fajnie!
Nocowalismy w Benjanin's Hut (550bht/noc), w bungalow z widokiem na morze i hamakiem na werandzie. Poleniuchowaliśmy,, posłuchaliśmy książek, doczytalismy czego nie przeczytaliśmy do tej pory, snurklowalismy na plaży Ko Ma, wypożyczyliśmy skuter (250bth/24ha) i to właśnie na tymże skuterze zdarzyła się nam przedziwna przygoda. Pojechaliśmy na plażę na północy na plażę Ho Ma, posnurklowalismy tam troszkę i chcieliśmy pojechać na suszoną rybę do Chaloklam. Ruszyliśmy zgodnie z mapą. Ba! Nawet w tzw międzyczasie dopytywalismy jakiegoś tubylca czy dobrze jedziemy. Potwierdził i kazał jechać dalej. No i dojechalismy tam po chwili. Objeździliśmy miasteczko, tak ze 2 razy, trafiliśmy na targowisko na ktorym stała setka straganów jedzeniowych, objedliśmy się strasznie i trochę tylko zdziwiliśmy, że nie ma tam suszonych ryb z których to miasteczko ponoć słynie. Chcieliśmy jeszcze zdążyć do Tong Sala na południowym wschodzie, więc ruszyliśmy drogą przez las. Taką główną. Z północy na południe wyspy. I jedziemy....i jedziemy... I jakoś zaczęliśmy sie zbliżać do Chaloklam....a przecież z niego właśnie wyjechaliśmy-zdaje się... Aleososchodzi?!
Zatrzymaliśmy się przy najbliższej....pizzerii (tak, tak -mają pizzerie, a ta była środku jungli!!!) i zapytaliśmy gdzie do diabła jesteśmy???
I co? I okazało się, ze jakimś cudem zamiast to Chaluklam dojechaliśmy do Tong Sala. I nawet tego nie zauważyliśmy!
To pokazuje jak mała jest to wysepka :), albo jak my jeseśmy zakręceni.! Albo to jakieś zagięcie czasoprzestrzeni!
Mimo, ze ostatecznie nie skosztowaliśmy tych suszonych ryb tę krótką 2dniową wizytę na Koh Phanangan uznajemy za bardzo udaną.
Kupiliśmy w naszym Guesthouse bilet łączony do Krabi (podwiezienie do portu, rejs do brzegu i autobus do Krabi (650 thb). Wyjazd o 6:20, statek odpływa z Tong Sala o 7:00, rejs trwa ok 2,5 godziny, potem autobus i o 13:30 mamy być w Krabi.
Podsumowanie:
-chyba trzeba napisać, ze każdy na tej wyspie znajdzie coś dla siebie bo i poimprezować można i spokojnie poleniuchować.
-ceny nieco niższe niż na Koh Samui
-nie wiedzieć dlaczego mieliśmy problem ze znalezieniem jakichś owoców morza a akurat R miał na nie wielką ochotę. Dziwne to o tyle, że zewsząd nocą widać oświetlone kutry rybackie podczas połowu....